niedziela, 9 września 2012

Epilog


                              Epilog

Rozejrzałam się dookoła, ale nie dostrzegłam nic poza ciemnością. Zamknęłam oczy i poczułam się jakbym zaczęła się unosić i kręcić. Po chwili otworzyłam oczy i dożyłam szoku. Byłam w… szpitalu. Aparatura szpitalna dawała o sobie znać, a charakterystyczne białe ściany kojarzyły się ze śmiercią, lub chorobą. Rozejrzałam się dookoła, ale dostrzegłam że jestem sama.
Spojrzałam na drzwi które zaczęły się otwierać. W progu dostrzegłam Hilary. Dostrzegając mnie jej twarz rozpromieniała, a w oczach zobaczyłam tańczące iskry. Dalej nie wiedziałam co się dzieję.
- Emily, w końcu się obudziłaś! – krzyknęła i podbiegła do mnie ściskając mnie mocno.
- W końcu? – zapytałam, a ona oderwała się ode mnie i spojrzała na mnie. To ile ja sapałam?
- Byłaś w śpiączce od roku i 3 miesięcy – powiedziała, a ja zaczęłam się zastanawiać. Czyli tyle samo co nie żyłam. Ale czy tamten świat, Mike oraz te głupie zadanie to tylko sen? Spojrzałam na drzwi i ujrzałam Joe z rozdziawionymi ustami, patrzył na mnie z zaskoczeniem na twarzy, a w oczach widziałam iskry radości. Moje serce zabiło szybciej, a ja miałam ochotę podbiec do niego i wskoczyć w jego ramiona.
Uśmiechnęłam się do niego, a on podbiegł do mnie i wziął w ramiona. Wtuliłam się w jego ciało i poczułam ten charakterystyczny zapach jego perfum. Brakowało mi go. Mój sen był taki wiarygodny.
- Tęskniłam – szepnęłam, a on pocałował mnie w czubek głowy.
- Ja za tobą także – powiedział, a ja podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy, po chwili nachylił się nade mną i wpił namiętnie w moje usta. Brakowało mi ich smaku, a kiedy Joe zaczął się ode mnie odrywać nie chciałam dać mu się odsunąć, chciałam by ten pocałunek trwał wiecznie.
- Kocham cię – powiedział spoglądając mi w oczy. Po czym nachylił się nade mną i musnął moje usta, chciałam więcej, ale nie dostałam.
- Ja ciebie też – powiedziałam i wtuliłam się w niego.
- Echh te gołąbeczki – westchnęła Hilary widocznie zażenowana całą sytuacją. Wystawiłam jej język, a ona odwzajemniła gest.
                 

2 miesiące później
Wyszłam już ze szpitala i mogłam normalnie funkcjonować, ale Joe powiedział że powinnam odpoczywać, a nie zajmować się przygotowaniami do ślubu, więc ślub odbędzie się za jakieś 3 miesiące.
Przemierzałam alejki parku trzymając Joe za dłoń, szliśmy w ciszy, ale nam ona nie przeszkadzała. W Los Angeles na zimę nie pada śnieg, a bez niego parki nie są  zbyt piękne, drzewa które straciły swe liście były straszne.
- Och przepraszam – usłyszałam czyjś głos po tym jak zderzyłam się z kimś, rozpoznałam ten głos, tylko on miał tak zachrypnięty. Spojrzałam na mężczyznę i zamarłam.
- Mike? – zapytałam,  a on uśmiechnął się do mnie.
- Witaj Emily – skierował swoje słowa do mnie – Cześć Joe – powiedział do mojego narzeczonego, a  on miło mu odpowiedział. Wiedziałam że nic nie było snem, a po prostu wykonałam swe zadanie i zyskałam obiecaną 2 szansę, której nie mogę zaprzepaścić. 

KONIEC

                                                                       ***
Tak więc to już koniec, chce mi się płakać. Założyłam go niedawno, ale to już koniec. Wiedziałam że tak będzie. Myślałam nawet że zakończy się po 3 rozdziałach, no ale udało mi się troszkę go przedłużyć. No Nisia niestety nie napiszę już na nim prologu, to koniec, ale obiecuję że założę nowy, ale nie wiem kiedy. Wiecie szkoła i tak dalej. Zapraszam na mojego najnowszego bloga, ma już z 4 rozdziały behind--enemy--lines.blogspot.com gdzie w linkach jest reszta moich blogów. 

Do napisania gdzie indziej. 
XOXO Medicatus_hope 
Żegnajcie

sobota, 8 września 2012

Rozdział 6


                             Rozdział 6


Usadowiłem się wygodnie na siedzeniu i rozmyślałem. Zaczęliśmy się bawić w te durne podchody. Jak i tak to nie ma sensu. Przecież jak ktoś usłyszy naszą historię od razu uzna nas za dziwaków. Kto normalny wierzy w takie głupoty.
- Mam coś – powiedziała Hilary wchodząc do salonu w którym siedzieliśmy.
- Co? – zapytaliśmy równo, wszyscy byli ciekawi, chcieli poznać prawdę. Przecież takie  rzeczy dzieją się tylko w filmach, ale jak widać nie tylko.
- Mojego, kolegi, kolegi, kolegi, kolegi, brat zna faceta który był w dziwnej sytuacji i może nam pomóc – powiedziała, a ja spojrzałem na nią zdziwiony, nie zrozumiałem nic, tylko że jakiś kolega.
- Ale czy to ma coś wspólnego z naszą sprawą? – zapytał Nick, a ja spojrzałem wyczekująco na Hilary.
- Tak – powiedziała
- Więc jedźmy – powiedziałem szybko wstając, nie należałem do osób lubiących czekać. Wszyscy wstali i udali się ze mną w stronę samochodu.
- To jego adres – powiedziała podając mi małą kartką z adresem, przeanalizowałem ją i ruszyłem w dane miejsce.
                       

Siedzieliśmy w małym domku nieznanego nam mężczyzny, nikt nic nie mówił, zupełna cisza. Mężczyzna usiadł naprzeciw sofy i spojrzał na nas.
-Więc co chcielibyście wiedzieć? – zapytał, a wszyscy spojrzeli wymownie na mnie.
- Co to znaczy że zyskał pan 2 szansę? – zapytałem, te stwierdzenie było dla mnie nie jasne, 2 szansę w czym? Oraz w jaki sposób ją zyskał.
- 3 lata temu miałem wypadek, zginałem w nim, moi bliscy zrobili mi pogrzeb, pochowali. Ale jeżeli jesteś nie w tym miejscu o niewłaściwym czasie powstaje magia. Zyskujesz 2 szansę. W wykonaniu zadania danego w szansy pomagają przewodnicy. Jeżeli zadanie nie zostanie wykonane, sam stajesz się przewodnikiem, a szansa znika. – skończył mówić, a ja zacząłem się zastanawiać czyżby to było możliwe? Czyżby ona zyskała 2 szansę?
                                                              ***
Czas do gali minął w mgnieniu oka. Stresowałam się niezmiernie, nie wiedziałam czy przypadkiem nie zapomnę tekstu, lub ustanę i zaniemówię.  Ale wiedziałam że to zadanie zostało dane mi i tylko ja mogłam je wypełnić.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Spojrzałam w ich kierunku i krzyknęłam Proszę.
- Gotowa? – zapytał Mike wystawiając głowę przez prób, uśmiechnął się do mnie gdy zauważył że już mogę wyjść.
- Zaczekaj chwilkę – powiedziałam, a on westchnął i ustanął w miejscu. Posłałam mu miły uśmiech i pobiegłam do łazienki. Wzięłam głęboki oddech i ustałam naprzeciw lustra. Oparłam się o blat i zaczęłam oddychać nierównomiernie, mój strach przed sceną znów się obudził.
-Dasz radę – powiedział głos za mną, odwróciłam się szybko do tyłu i złapałam za serce.
- Czyżbyś oszalał!!?? – krzyknęłam – czemu mnie tak straszysz?! A tak pyzatym mogłam właśnie załatwiać swoje sprawy, lub być goła! – krzyczałam, a on skrzyżował ręce w znak obrony.
- Przepraszam nie chciałem, a jak wiesz mam moce – wytłumaczył się, a ja wywróciłam jedynie oczyma.
- Wiesz że mam wątpliwości co do tych twoich MOCY – powiedziałam akcentując ostatnie słówko i robiąc „ptaszki”.
- Czemu? – zaśmiał się, a ja obdarzyłam go wrogim spojrzeniem. 
- A wiadomo do czego ich używasz? – powiedziałam, a on jedynie łobuzersko się uśmiechnął. Trzepnęłam go w ramię i opuściłam pomieszczenie.
- No ej, ja jestem grzeczny – powiedziała w znak obrony idąc za mną. Spojrzałam za siebie, a on wystawił mi język. Prychnęłam i poszłam dalej. Załapałam za moją torebkę i wyszłam z domu trzaskając za sobą drzwiami. Jedyne co słyszałam to trzask i jęknięcie. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Wyszłam z budynku i nie czekając na Mike weszłam do samochodu. Kidy opuścił nasz kryjówkę, zauważyłam jego minę, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- To nie  śmieszne – powiedział naburmuszony, wsiadając na miejsce kierowcy.
- Mylisz się – powiedziałam i wybuchłam śmiechem, a on jedynie obdarzył mnie nienawistnym spojrzeniem i ruszył.
                                                           ***
- Która lepsza? – zapytał Nick pokazując na dwie koszulę.
- Ta – pokazałem na  niebieską koszulę, lepsza była niż ta bordowa. –Ale wiesz Stela się na tym zna najlepiej, przecież to nasza stylista.
Tak jest naszą stylistką od ponad 5 lat, to miła dziewczyna. Jest w wieku Kevina, kiedyś byliśmy razem. Jeszcze zanim poznałem Emily, zanim się zmieniłem, zanim oszalałem na punkcie jednej kobiety.
- Wiecie jaką piosenkę śpiewamy? – zapytał Kevin, a wszyscy spojrzeliśmy na siebie przerażeni. Nie wybraliśmy żadnego utworu, nic a nic.
- Może Can’t have you? – zapytał Nick, a ja z Kevinem spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.
- Może być – powiedzieliśmy równo po czym zaśmialiśmy się, nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem tak wesoły, kiedy ostatni raz się śmiałem. Ale dziś czułem że coś się wydarzy, coś szczęśliwego, a zarazem niezwykłego. Czułem to całym sobą. Kiedy o tym myślałem po moich plecach przechodziły dreszcze.
                                                              ***
Stałam za kulisami, a moje ciało drżało. Bałam się i to bardzo. To była moja ostatnia szansa, szansa na powrót do normalnego życia, do rodziny. Wiedziałam że wiąże się to ze zniknięciem Mikę, jak ja wyjdę na scenę on zniknie, zostawi mnie, a spotkamy się dopiero w tamtym świecie. Było mi niezmiernie przykro z tego powodu, ale on mówi bym się nie martwiła.
- Nie martw się wszystko będzie dobrze – powiedział mój przyjaciel kładąc mi rękę na ramię. Spojrzałam na niego z uśmiechem, ale zaraz mój wyraz twarzy znów zmienił się w grymas.
- A na scene zapraszamy cudowną…. EMILY JONSON? – usłyszeliśmy głos prowadzącego, słyszałam jego zdziwienie przy ostatnich słowach. Spojrzał w moją stronę, a minę miał jakby zobaczył ducha, bo w pewnym stopniu go zobaczył. Uśmiechnęłam się i mu pomachałam. W tym momencie zabrzmiała muzyka.
The space in between us
Starts the feel like we’re worlds apart
Like I’m going crazy
And you say it’s raining in your heart
You’re telling me nobody’s there to dry up the flood
Oh, but that’s just crazy
‘Cause baby, I told ya I’m here for good

My love’s like a star, yeah
You can’t always see me
But you know that I’m always there
When you see one shining
Take it as mine and remember I’m always near
If you see a comet, baby, I’m on it

Making my way back home
Just follow the glow, yeah
It won’t be long just know that you’re not alone

I try to build the walls to keep you say
When I’m not around
But as soon as I’m away from you
You say they come tumbling down

But it’s not about the time
That we don’t get to spend together
Oh, it’s about how strong our love is
When I’m gone and it feels like forever

My love’s like a star, yeah
You can’t always see me
But you know that I’m always there
When you see one shining
Take it as mine and remember I’m always near
If you see a comet, baby, I’m on it
Making my way back home,
Just follow the glow, yeah
It won’t be long just know that you’re not alone

You say the time away makes your heart grown up
But I can’t stay just to prove you wrong
Oh, look at how far we’ve come
Don’t you know, don’t you know that you’re the one
Ohh, you’re not alone
You’re not alone, oohh
You’re not alone, oohh
You’re not alone, oohh
Know that you’re not alone
You’re not

My love’s like a star, yeah
You can’t always see me
But you know that I’m always there
Know that I’m always there
When you see one shining
Take it as mine and remember I’m always near, yeah
If you see a comet, baby, I’m on it
Making my way back home
Making my way back to you
Just follow the glow, yeah
It won’t be long just know that you’re not alone
Yeah-yeah, yeah, oh, oohh
Śpiewałam dając się ponieść. Zauważyłam ich, moich przyjaciół. Mieli taką samą minę jak prowadzący. Spojrzałam w bok i nie ujrzałam już Mike, znikł. Na zawsze. Spojrzałam znów na widownie, ale zamiast niej była ciemność. 
                                                                   ***
To już ostatni rozdział, już niedługo pojawi się epilog, a ja pożegnam się z tym blogiem ;( zapraszam do komentowania 

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 5


                                      Rozdział 5

Leżałem na łóżku z głową spuszczoną z niego, spowodowało to napływ krwi do niej. Przetarłem twarz dłońmi. Nie wiedziałem co się dzieję. Nikt tego nie wiedział. To była sytuacja która nie miała ludzkiego wyjaśnienia. Czyżby możliwe było że widziałem ducha? Czy możliwe było to że tak po prostu Emily zeszła do żywych i chodzi sobie po Los Angeles?
Zaśmiałem się pod nosem. Gdybym opowiedział tą sytuację komuś ze znajomych, dalszych znajomych, wyśmiali by mnie i nazwał od nawiedzonych. Wstałem gwałtownie z łóżka co wywołało małe zawrotu głowy. Podszedłem do okna i oparłem się o nie.
Tępo patrzyłem na panoramę za oknem i myślałem. Nie wiedziałem kąp letnie nic. Tylko że widziałem ją, moją Emily, ale nie tylko ja Hilary i pani z cmentarza także. Odrzucało to hipotezę przywidzeń. Ale przywiodło wiele pytań bez odpowiedzi.
Przeniosłem mój wzrok na nasze podwórko, oraz huśtawce stojącej na nim. Do moich oczu mimowolnie wkradły się słone kropelki. Pamiętam jak ona tam siedziała, ta która prawdopodobnie wróciła wśród nas. Zaśmiałem się sam z siebie. Byłem taki zabawny, przecież to nie możliwe, nie realne, nie do wytłumaczenia. Odeszłam od okna i jednym ruchem ręki zrzuciłem to co stało na komodzie, musiałem się na czymś wyżyć. Tak po prostu, wyładować. Usiadłem na łóżku i skryłem twarz w dłonie. Kolejny raz miałem ochotę umrzeć, nie ważne czy ona tam jest.
- Zawsze będziemy razem -  powiedziałem przytulając ją do siebie.
- Póki nas śmierć nierozłączny – powiedziała, a ja spojrzałem na nią.
- Emily, nas nawet śmierć nie da rady rozdzielić – powiedziałem, a ona uśmiechnęła się. Nachyliłem się nad nią i wpiłem namiętnie w jej usta, a nasze języki tańczyli wielki taniec uczuć, jakie nas łączyły.
A jednak, rozdzieliła nas. A może naprawdę, śmierć nie zdołała nas rozłączyć, więc Emily wróciła? Zbiłem się w myślach, znów o tym myślałem, a nie powinienem. Położyłem się na łóżku w takiej samej pozycji jak wcześniej i przetarłem rękoma twarz. Wziąłem głęboki wdech i zamknąłem oczy. Miałem nadzieję że choć na chwilę mój mózg odpocznie od myślenia o tej sytuacji.
                                                 ***
Krążyłam po pokoju naszej kryjówki. Przysiąść mogę że doszłam już do Rzymu. A co spowodowało moją wędrówkę? Mike, to ten osioł, który powiedział że zaśpiewam na gali i ujawnię wszystkim. Nie przewidział tylko jednego. Ja nie umiem śpiewać!
- No nie przesadzaj, na pewno nie jesteś taka zła – powiedział, a ja spojrzałam na niego. – No wiesz nigdy cię nie słuchałem.
- Mnie słyszeli tylko Hilary i Joe – poinformowałam go.
- I co mówili? – zapytał spoglądając na mnie.
- Że… że mam świetny głos – powiedziałam ze zrezygnowaniem.
- No widzisz – powiedział z uśmiechem, a ja zaczęłam szybko wymyślać jakiś argument.
- Ale..ale – nie wiedziałam co powiedzieć, zawsze byłam w tym słaba, od zawsze nie umiałam wymyśleć jakiegoś dobrego argumentu. Nawet wtedy kiedy Joe zaprosił mnie na pierwszą randkę. Wtedy moje nieumiętne wymyślanie argumentów przydało się. Bo gdybym wymyślała jakiś argument nie byłabym szczęśliwa, nie zaznałabym miłości.
- Coś mi się zdaje Emily że ty po prostu masz zespół PBSS – powiedział, a ja spojrzałam na niego jak na głupka. Skąd on wziął te PBSS?
- PBSS? – zapytałam.
- Paniczne banie się sceny – wytłumaczył.
- Mów jak człowiek – powiedziałam, a on spojrzał na mnie wymownie.
- Mów zrozumiale – poprawiłam się, Mike nie był człowiekiem, ja teraz też się nim nie mogłam nazwać. Byłam czymś pomiędzy duchem i człowiekiem. A on? On nie był nikim z tych, był opiekunem. Czyli był kiedyś człowiekiem, ale po nie wykonaniu zadania stał się opiekunem takich dusz jak ja. Pomagał wypełnić misję.
- Zaśpiewaj mi coś – poprosił. A ja zaśmiałam się, ale widząc jego poważny wzrok spoważniałam.
- O nie, chyba nie mówisz serio – powiedziałam patrząc na niego z prośbą.
- Całkiem poważnie – powiedział, a ja prychnęłam.
- Chyba śnisz – powiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
- No proszę Emily – powiedział robiąc oczy szczeniaczka.
- Nie – powiedziałam stanowczo.
- Świnia – powiedział, a ja pokazałam mu język – ale na gali i tak zaśpiewasz. – powiedział, a mi przestało być do śmiechu. Tak miałam te całe PBSS, ale czy to moja wina? Od małego nie lubiłam być w centrum uwagi, ubierałam się skromnie i dalej to robię, nie robiłam nic niestosownego.
                                                      ***
Siedzieliśmy w salonie i myśleliśmy, Nick i reszta także nie znała wytłumaczenia bo to by znał?
- Nie wiem jak wy ale ja pasuję, nie wymyśle nic – powiedział mój młodszy braciszek.
- Nie możemy tak łatwo się poddać, musimy znaleźć ludzkie wytłumaczenie tej sytuacji – powiedziałem.
- Ale Joe, tu nie ma żadnego ludzkiego wytłumaczenia – powiedział.
- Ale je znajdziemy, nie spocznę dopóki nie dowiem się o co w tym wszystkim chodzi – powiedziałem, a oni spojrzeli na mnie zdziwieni. Po prostu musiałem wiedzieć co się dzieję tylko wtedy mógłbym odpocząć. 
                                                ***
Jej napisałam. Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom. Zapraszam także na nowego bloga, gdzie jest już prolog i pierwszy rozdział http://behind--enemy--lines.blogspot.com/

niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział 4


                            Rozdział 4

Usiadłam na ławeczce, przed grobem i przeczytałam napis na jego mogile, gdy wyobrażałam sobie moją śmierć to nie myślałam nigdy że kiedyś powrócę i będę patrzyła na marmurową mogiłę. Przyznam że to dziwne przeżycie, samo patrzenie na swoje imię na kamieniu, nie jest normalne.
Przejechałam dłonią po marmurze. Wstałam i odeszłam, jedyne co myślałam kiedy tam siedziałam to, to że tam, pod ziemią leży moje ciało. Spojrzałam do tyłu i dostrzegłam swoje zdjęcie, byłam na nim uśmiechnięta, zawsze, całe życie taka byłam, ale teraz.. nie mam ochoty na uśmiechy, jedyne co mi towarzyszy tu smutek i tęsknota za moimi bliskimi. Przemierzałam alejkami cmentarza, a po moich policzkach spływały łzy, do tej pory nie wiem kim jestem, duchem? nie, człowiekiem? może. Szłam dalej alejką, aż doszłam do parku, te połączenie znali tylko nie liczni, było ono pomiędzy krzakami, więc nie było dyspozycyjne.
Doszłam do parkowej uliczki i rozejrzałam się dookoła. Bezlistne drzewa były takie smutne i ponure, ale spoglądając na glebę to kolorowe liście dodawały jej uroku. Wzięłam do ręki jeden liść i przyjrzałam się mu, był piękny, ale także i smutny, po odpadnięciu z drzewa po prostu zaczął usychać. Odłożyłam liść na miejsce i wróciłam do rozglądania się, dostrzegłam moją ławeczkę, za mojego życia, codziennie po porannym bieganiu siadałam na niej i odpoczywałam, nawet jeśli była zajęta to nie siadałam na inną, tylko czekałam aż ludzie siedzący na niej odejdą. Podeszłam do niej i położyłam na drewnianym oparciu rękę, przejechałam dłonią i uśmiechnęłam się. Przywoływała tyle wspomnień. Pamiętam mnie i moją mamę, kiedy byłam małą dziewczynką moja rodzicielka siadała na niej, a ja bawiłam się. Ona już nie żyje, to było tak dawno temu, ja nie trafiłam do nieba, raczej do czegoś pośredniego, gdybym tam trafiła to bym już nie wróciła.
Pamiętam także Hilary, jak jako nastolatki przychodziłyśmy tu i zwierzałyśmy się sobie z naszych problemów. Jak po pierwszym zerwaniu z chłopakiem umawialiśmy się tu i wypłakiwaliśmy w ramię. Byłam tu również z Joe… nasze przyjacielskie rozmowy, oraz spotkania już nie przyjacielskie, pamiętam jego oświadczyny, choć nie odbyły się one tu to i tak ten kawałek drewna przypomniał mi o tym zdarzeniu. Uśmiechnęłam się, a po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Po co ja tam jechałam? Dlaczego nie zostałam w domu, razem z Joe? Czemu? Powie mi ktoś?
- Wszystko dobrze? – zapytała mnie jakaś kobieta kiedy siedziałam na ławce, a twarz trzymałam w dłoniach.
- Tak, dobrze – powiedziałam i posłałam jej wymuszony uśmiech, ona odwzajemniła gest i odeszła ode mnie. Wstałam i poszłam dalej parkowymi alejkami. Szłam i podziwiałam piękno jesiennej przyrody. Co nie jest dość możliwe w Los Anegeles. Piękna nazwa, ale czy to miasto aniołów?
Spojrzałam przed siebie i dostrzegłam znaną mi sylwetkę, na jej widok na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech, poszłam dalej, a na mojej twarzy miałam te wszystkie emocje co towarzyszyły mi za życia. Kiedy się mijałyśmy, ona zamarła, widziałam to po jej wyrazie twarzy, spojrzałam do tyłu i dostrzegłam ją. Stała i przyglądała mi się jak odchodzę, pomachałam do niej i poszłam dalej, takie miałam zadanie, ukazywać się im by o mnie nie zapomnieli, ale ja tego nie planuję, nasze drogi same się przecinają, czyżby to było przeznaczenie? Tego nie wiem, ale wiem że jest to bardzo przydatne w mojej sytuacji.
Szłam tak, aż dotarłam do miejsca, gdzie parkowa uliczka łączyła się z chodnikiem. A w ty momencie cała ta parkowa magia, prysła, a jej miejsce zajęły dziwięki miasta, gwar samochodów oraz rozmowy ludzi nie były miłe dla uszu, kiedy łączyły się w wielki hałas.
Miałam jeden cel i chciałam go wypełnić, nie chodziło mi o to co  miało się wydarzyć za 2 miesiące, ale o to co chciałam zrobić dla Mike, nie mógł tak po prostu odejść, przynajmniej ja mu nie pozwolę, po tym co dla mnie zrobił.
                                             ***
Siedziałem na kanapie, a mój brat, tak jakby na złość mi przewijał kanały bez końca. Wkurzało mnie to niezmiernie, najpierw sport, potem DC, a na końcu jakieś wiadomości, nic mu nie przypadło do gustu więc postanowił poszukać jakiegoś filmu.
- Nie uwierzycie kogo dziś spotkałam – powiedziała Hilary wchodząc do pokoju z miną jakby zobaczyła ducha, spodziewałem się jej odpowiedzi, a wręcz ją znałem.
- Kogo? – rzucił od niechcenia Nick, a ona obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem, przyznam że, mój brat  jest czasem, bardzo irytujący.
- Emily – powiedziała potwierdzając moje myśli.
- Kogo!? – powiedział Nick wstając na równe nogi z kanapy.
- Joe miał rację, ona chyba wróciła – powiedziała.
- Albo widzieliście ducha – powiedział Kevin.
- Człowieka na 100% nie widzieliśmy, gdyż jej ciało jest pochowane na cmentarzu – powiedziałem.
- Może to po prostu ktoś do niej podobny? – powiedział Nick siadając powrotem na swoje miejsce.
- Ta, to czemu mi pomachała? – zapytała Hilary.
- Co zrobiła? – zapytał z niedowierzeniem mój brat.
- Pomachała, a później odwróciła się i tak po prostu odeszła – powiedziała.
- Mówiłem że mi się nic nie przywidziało, a wy nie, że tęsknie itp. – powiedziałem wkurzony na nich.
                                        ***
Poszedłem na cmentarz i usiadłem na ławeczce jaką postawiliśmy już kilka miesięcy temu. Popatrzyłem na kolorowy marmur, a potem na jej zdjęcie.
- Witam pana – powiedziała pani Tomilson, staruszka która codziennie odwiedzała cmentarz, miała tu praktycznie całą rodzinę.
- Witam panią – powiedziałem i posłałem jej uśmiech. Staruszka usiadła koło mnie i spojrzała na kawałek kamienia na którym dalej spoczywał mój wzrok.
- A do Emily przyjechała jej siostra? – zapytała, a ja spojrzałem na nią zdziwiony.
- Siostra? – zapytałem.
- Tak, chyba raczej nie widziałam Emily siedzącej nad grobem i płaczącej? – powiedziała, a ja spojrzałem na grób, a jednak, a jednak wróciła. 

***
Napisałam, w końcu, jutro urodziny Demi. Wczoraj dodałam rozdział na http://last-hope-for-you.blogspot.com/, a jutro na reszcie blogów. Zapraszam do komentowania. Rozdział dedykuje Mrs_Lovatic. 

Do napisania. 

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 3


                                            Rozdział 3

Usiadłam na skale na plaży i przyglądałam się falą obijającym się o brzeg, ich istnienie kończyło się tak szybko jak zaczynało.  Przyciągnęłam nogi po brodę, a z moich oczu zaczęły wypływać łzy.  Spowodowały je wspomnienia które jak grom z jasnego nieba wpadły do mojej głowy.
- Emily zaczekaj ! – usłyszałam zadyszany głos Joe, ale nie zatrzymałam się biegłam dalej śmiejąc się wniebogłosy.
- Ktoś tu nie ma kondycji! – krzyknęłam.
- Ja ci dam nie ma kondycji! – krzyknął i chyba przyśpieszył gdyż po chwili poczułam jego silne ramiona w pasie, a po chwili razem spadliśmy na trawę śmiejąc się w niebo głosy.
- Kocham cię – szepnął i wpił się namiętnie w moje usta.
- Ja ciebie też – odpowiedziałam między pocałunkami.
Byliśmy tacy szczęśliwi, ale jeden wypadek zniszczył nasze życie na wieki. Pamiętam Hilary, była moją najlepszą przyjaciółką, pamiętam także Nicka, w nim zawsze mogłam znaleźć oparcie w trudnych chwilach, ale teraz gdy potrzebuje ich… nie mogę ich poprosić o pomoc.
- Co tak sama siedzisz? – usłyszałam za sobą głos Mike, odwróciłam się do niego by po chwili znów odwrócić się i zatopić spojrzenie w niespokojnym tej nocy oceanu.
- Boję się – szepnęłam kiedy usiadł obok mnie na skale.
- Masz prawo, nikt nie powiedział że będzie łatwo – powiedział i rzucił kamieniem który odpił się kilka razy o tafle wody, a później znikł pod jej powierzchnią.
- A z tobą jak było? Tak po prostu odpuściłeś? – zapytałam spoglądając na niego.
- Zrezygnowałem i dałem jej dalej żyć dalej beze mnie. Kiedy wróciłem miała już nowe życie.  – powiedział smutno, a ja położyłam głowę na kolanie i westchnęłam głośno.
- A jeżeli oni także mają nowe życie, beze mnie? – zapytałam
- Emily nie martw się na zapas, to była moja wina że tak długo zwlekałem – powiedział, a w jego oczach zauważyłam smutek.
- Czy..czy jak moja misja się skończy to ty znikniesz? – zapytałam, a on pokiwał twierdząco głową – ale ja nie chcę.
- Emily spotkamy się znów, ale kiedy nadejdzie twój prawdziwy czas – powiedział z uśmiechem, ale ja go nie odwzajemniłam tylko wróciłam do wpatrywania się w taflę wody na której co jakiś czas odbijały się puszczane przez Mike kamienie, tak zwane kaczki. Każda miała taki sam los, odbiła się parę razy i zatopiła w głębokim oceanie, znikając na zawsze.
- Ale ja nie zaśpiewam na tej gali, choć jestem teraz tak jakby „duchem” ale dalej mam swoje lęki – powiedziałam, co wywołało wielki uśmiech u mojego towarzysza.
- Lęki trzeba przezwyciężać Emily – powiedział i pstryknął mnie w nosek, poczym zszedł ze skały i znikł, często tak robił gdy wyczuwał że chcę zostać sama. Nie wiem czemu, ale dopiero teraz spostrzegłam że skądś znam Mike, ale skąd?
                                                         ***
Złapałem za album i otworzyłem na pierwszej stronie, zdjęcia wywołały u mnie wielki uśmiech, byłem na nich ja oraz moi bracia jako małe dzieci. Było to tak dawno temu, a wydaję się jakby to było wczoraj, jakbym dopiero wczoraj miał te 5 lat. Kolejne strony, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Ale gdy dojrzałem kolejną stronę uśmiech momentalnie znikł, byłem na nim ja i mój kolega z dzieciństwa, nasz kontakt się urwał. Pewnego dnia dostałem telefon i dowiedziałem się że zginął w wypadku zostawiając żonę samą z dzieckiem. Przekręciłem kilka następnych stron, aż dotarłem do zdjęć z Emily, przetarłem kciukiem jej twarz która widniała na fotografii.
- Nam też jej brakuje – usłyszałem za sobą głos Nicka, który po chwili siedział już przy mnie na kanapie. Nie wiem skąd on ma klucze do mojego domu, ale dobra teraz nie o tym mowa.
- Tak? To czemu próbujecie mnie swatać? – zapytałem z wyrzutem, a on spuścił głowę.
- Bo tęsknimy za dawnym tobą Joe – powiedział, a ja odwróciłem głowę.
- Dawny ja już nie istnieje, zginął razem z Emily w wypadku – warknąłem i spojrzałem na mojego brata.
- Rozumiem i przepraszam – powiedział i spojrzał na album.
- Pamiętasz  go? – zapytałem wracając na stronę z kolegą z dzieciństwa.
- Tak – powiedział smutno.
- On tak samo jak Emily znalazł się nie w tym miejscu o nieodpowiednim czasie – powiedziałem smutno , a Nick pokiwał twierdząco głową.
                                                   ***
Podoba mi się i to bardzo, rozdział dedykuje czytelniką. Zapraszam do komentowania. Do napisania. 

czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział 2


                                                    Rozdział 2

- Jak to ją widziałeś? – powiedział Nick, a w jego głosie można było usłyszeć to że mi nie wierzy.
- Dziś na światłach – powiedziałem, od rocznicy wypadku minęły już trzy tygodnie, bardzo dziwne trzy tygodnie. Gdzie się nie spojrzę widzę lub słyszę ją. Na przykład dziś na ulicy.
Jechałem, a światła jak na złość zmieniły się na kolor czerwony. I nie miały zamiaru zmienić swojej barwy na zieleń. Spojrzałem przez szybę, a w samochodzie obok ujrzałem blond dziewczynę która tak jak ja spoglądała wściekle na światła. Przekręciła głowę, a ja zamarłem. Ujrzałem te same oczy policzki, usta.. całą ją. Posłała mi uśmiech i ruszyła odjeżdżając szybko. Dopiero gdy zniknęła dostrzegłem że barwa światłe się zmieniła. Pojechałem tam gdzie ona, ale już jej nie znalazłem.
To nie pierwszy raz, często słyszę znany mi głos. I jak głupi szukam igły w stogu siana. Na początku myślałem że to wyobraźnia, ale czy gdyby to był wytwór mojej wyobraźni to by nie ustał kiedy tego chcę.
- Joe ty po prostu tęsknisz – powiedział Nick klepiąc mnie pokrzepiająco po plecach.
- Ale to nie jest wytwór mojej wyobraźni Nick, nie chcę jej codziennie widywać na ulicy to męczące dla mojego serca. – powiedziałem kładąc głowę w moje ręce i kręcąc nią z bezradności.
- A może on oszalał – usłyszałem moją bratową, podniosłem głowę obdarzając ją nienawistnym spojrzeniem – Przepraszam.
- Musimy ci znaleźć nową dziewczynę – powiedział Kevin, a ja spojrzałem na niego pytającym spojrzeniem – Szybciej otrząśniesz się śmiercią Emily.
- Oszalałeś, minął dopiero rok, nie mam głowy na żadne romanse – powiedziałem, albo powinienem powiedzieć warknąłem.
- Przepraszam, chciałem tylko pomóc – powiedział zakrywając się dłońmi w gest obrony.
- Zakochałem się w tobie Emily – powiedziałem podchodząc do dziewczyny która spoglądała na mnie, po tych słowach jej wyraz jej twarzy zmienił się, a jej usta wygięły się w nieme Co?
- Kocham cię Emily Jonson – powiedziałem i wpiłem się w jej malinowe usta, Emily podniosła rękę do góry i wplątała ją w moje włosy. Całowaliśmy się namiętnie, do czasu kiedy oderwałem się od niej i zadyszany spojrzałem w jej oczy.
- Ja ciebie też Joe – powiedziała z uśmiechem.
- Przepraszam – powiedział Kevin budząc mnie z moich wspomnień
- Nie masz za co, może i masz rację, zapomniałbym ale moje serce dalej by krwawiło – powiedziałem i zakryłem twarz w dłonie.
- Naprawdę ją widziałeś? – zapytał, wiedziałem że mi nie wierzy po jego stylu patrzenia i mówienia do mnie.
- Wiem że mi nie wierzysz, ale tak – powiedziałem – możesz mnie uznać za szaleńca, ale to było tak samo dziwne dla mnie jak i dla ciebie – dokończyłem.
- Sam nie wiem co o tym myśleć, Joe, tęsknisz za nią twoja wyobraźnia wariuje, musisz się uspokoić – powiedział, a ja zacisnąłem pięści.
- Tylko że ja nad tym nie panuję ! – krzyknąłem, a on jedynie wyszedł zostawiając mnie samego w pokoju.  Złapałem za mojego laptopa i włączyłem go. Zjechałem myszką na napis Zdjęcia i zacząłem oglądać nasze zdjęcia. Nadszedł moment kiedy miałem ochotę rzucić laptop o ścianę i rozpłakać się jak dziecko. Ale gdy doszedłem do zdjęć z pogrzebu dostrzegłem dziwny biały cień z boku fotografii. Przyjrzałem się mu i dostrzegłem że wygląda on jak postać.
Przetarłem oczy i szybko wyłączyłem urządzenie w obawie że naprawdę wariuję.
                                                     ***
- Musisz w końcu się ujawnić – powiedział Mike siadając obok mnie na skale.
- Wiem, ale nie potrafię – powiedziałam i zakryłam twarz w dłoniach.
- Opowiem ci coś co od dawna chciałaś wiedzieć – powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona – pamiętasz od zawsze chciałaś poznać moją przeszłość?
 - Tak – kiwnęłam twierdząco głową
- Kiedyś też miałem bliskich. Byłem człowiekiem – spojrzałam na niego ze zdziwieniem – Tak my przewodnicy też kiedyś byliśmy ludźmi, tak samo jak ty znalazłem się nie w tym miejscu o nieodpowiedniej godzinie. Miałem żonę i synka Chrisa, a kiesy dostałem 2 szansę za długo zwlekałem i zostałem przewodnikiem.
- Ochh – powiedziałam i spojrzałam na niego smutno.
- Oni są piosenkarzami, mam super pomysł – powiedział do mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Ja? O nie ja nie umiem śpiewać – powiedziałam i skrzyżowałam dłonie w geście obrony.
- Ta, wmawiaj sobie – prychnął.
- Mam takie małe pytanie: po co ty tu ze mną jesteś, to moje zadanie – powiedziałam spoglądając na niego z pytaniem w oczach.
- By ci pomóc – powiedział – już na twoim pogrzebie byłem przy twojej trumnie.
- To, to wiem – powiedziałam
- Więc jutro zaczynamy się do pracy – powiedział, a ja westchnęłam
- Tak jest mamo – zaśmiałam się, a on spojrzał na mnie gniewnym spojrzeniem. – No co? 
                                               ***
- Gala Ten Choice Awards już za 2 miesiące !! – usłyszałem głos dobiegający z telewizora i prychnąłem, od roku odliczają do tej gali jakby nie było innego tematu.
- Znów o tej gali – jęknęła moja bratowa siadając obok niej, a za nią moi bracia.
- Już menadżer o tym mniej gada niż oni – jęknął Nick
- Masz rację – przyznałem rację mojemu dość irytującemu bratu co jest bardzo rzadkie, gdyż on rzadko ma rację. 

Rozdział


                          Rozdział 1

Położyłem się na łóżku, a głowę schowałem za poduszkami, chciałem zostać sam. Dziś była rocznica, co ja mówię, rocznicę się świętuje, a tego co stało się rok temu nie da się świętować . Przekręciłem głowę i spojrzałem na regał gdzie stały nasze zdjęcia. Byliśmy tacy szczęśliwi, a jedna noc zniszczyła nas. Rozłączyła na zawsze.
- Joseph wyjdź z tego pokoju, natychmiast ! – usłyszałem głos mojego brata, jedyne zrobiłem to zakryłem poduszką uszy i udawałem że nie słyszę.
- Joe ona by nie chciała byś tak wyglądał, chciałaby byś żył dalej. – usłyszałem kolejne słowa Kevina, wstałem z łóżka gdyż uznałem że on ma rację. Przywlokłem się do drzwi i otworzyłem je.
- Idziesz z nami na cmentarz? – zapytał, a ja tylko kiwnąłem twierdząco głową i spojrzałem na zdjęcie na której widnieliśmy ja i Emily ja patrzyłem przed siebie, a ona na moją twarz z profilu cała rozpromieniona. Zawsze była taka.
Przykro mi nie możemy nic zrobić – powiedział lekarz, miałem ochotę go zabić złapałem go za koszulę i podniosłem do góry przytwierdzając do ściany.
- Jak to nie możecie, musicie ona musi żyć – krzyczałem, a z moich oczu wydobywały się łzy. Po chwili usłyszałem pikanie które oznajmiało że ona odeszła, na wieki. Puściłem doktora i poszedłem w kierunku pokoju z którego wydobywało się pikanie. Ujrzałem ją bladą, z zamkniętymi oczami, a na jej twarzy błąkał się niewielki uśmiech.
- Gdyby nie ten głupi wypadek ona by tu była, przy nas, byśmy byli szczęśliwi -  powiedziałem tak jakby z wyrzutem, czy byłem zły na Boga że mi ją zabrał?  I to bardzo, kochałem ją, a on tak po prostu mi ją zabrał.
                                                             ***
- Jonson ! – usłyszałam swojego przewodnika.
- Słucham Mike – powiedziałam podchodząc do wysokiego bruneta, a on spojrzał na mnie z uśmiechem, nie wiedziałam o co chodzi.
- Dostałaś drugą szansę – powiedział, a na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech, wiedziałam dobrze o co chodzi, drugą szansę otrzymała moja przyjaciółka Cathariene, nie ma jej tu gdyż wróciła, tam na dół do swoich bliskich.
                                                       ***
- Joe my już idziemy – poinformował mnie Nick, na o jedynie skinąłem głową co miało oznaczać że rozumiem.
- Ja wrócę później, autobusem – powiedziałem patrząc ciągle na mogiłę i zdjęcie mojej ukochanej. A oni jedynie poszli w kierunku wyjścia z cmentarza. Rom temu nie wyobrażałem sobie  że te ponure miejsce stanie się moim drugim domem.
- Tęsknię za tobą Emily – powiedziałem kładąc rękę na mogile, a z moich oczu wydobyły się pojedyncze łzy. – za nami. – szepnąłem
- Joe – udyszałem szept który wymawiał moje imię, obróciłem się parę razy, ale nikogo nie dostrzegłem, uznałem że to tylko wiatr.  Spojrzałem ostatni raz na mogiłę i przejechałem kciukiem po zdjęciu na mogile, wstałem i odszedłem. Udałem się w nasze miejsce, w parku. Usiadłem na naszej ławce i zacząłem wspominać.
-Och przepraszam – powiedziałem kiedy zderzyłem się z pewną piękną szatynką.
- Nic nie szkodzi – powiedziała i uśmiechnęła się – jestem Emily – wyciągnęła w moją stronę rękę.
- A ja Joe – powiedziałem i uścisnąłem jej kruchą dłoń.
Nasze pierwsze spotkanie, a ja już wiedziałem że będziemy razem, jak to mówią miłość od pierwszego wejrzenia. Spotykaliśmy się na przyjacielskie spotkania, po czym poprosiłem ją o chodzenie. Zgodziła się. Byliśmy razem 4 lata, ona dostała się na studia aktorskie, a ja i moi bracia założyliśmy zespół, ona także miała głos, ale bała się śpiewać i mówiła że nie potrafi co było kompletną bzdurą.  Po 3 latach naszej znajomości oświadczyłem jej się. A 2 lata później miał odbyć się ślub do którego nie doszło.
- Joe – usłyszałem kolejny raz, teraz było to bardziej wyraźne, a ja rozpoznałem JEJ głos rozejrzałem się dookoła i uznałem że kąp letnie zwariowałem.
- Joe tęsknie – usłyszałem kolejny raz, wkurzyłem się cholernie, mój mózg płatał mi figle czego nienawidziłem podniosłem się gwałtownie i poczułem jak ktoś na mnie wpada, była to blondynka, podałem jej dłoń, a ona ją złapała. Zauważyłem że starała się na mnie nie patrzeć, jakby bała się że coś zauważę, ale to nie możliwe, ja jej nawet nie znam. Tak przynajmniej uważałem. Kiedy tajemnicza blondynka  wstała, puściła szybko moją dłoń i odeszła nawet nie dziękując. 
- Ej zaczekaj – krzyknąłem, a ona odwróciła się i spojrzała na mnie. Na widok jej twarzy zamarłem. To była ONA, Emily. Kiedy się otrząsnąłem zauważyłem że dziewczyna znikła. Czyżby to była halucynacja? Potrząsnąłem głową i poszedłem w stronę mojego domu gdyż uznałem że koniecznie potrzebuje odpoczynku.
                                                           ***
- Trzeba mu pomóc – usłyszałem głos swojej żony.
- Wiem, on bardzo przeżywa śmierć Emily, to normalne – powiedziałem Joe to mój brat i go rozumiałem, wiedziałem że potrzebuje naszej pomocy, jego serce było całe w ranach, a w jego głębi schował się stary Joe. Brak nam tego wesołego, dawnego Joe, jego żartów, uśmiechu na twarzy. Wszyscy tęsknimy, Emily była naszą przyjaciółką i wiemy co czuje Joe, ale musi żyć dalej, ona by tego chciała.
- Tata – usłyszałem głos mojej córeczki, spojrzeliśmy na nią zdziwieni, to było jej pierwsze słowo. Podeszliśmy do łóżeczka i oparliśmy się o bajrerkę. Spojrzeliśmy na nią, a ona na nas patrzyła z uśmiechem i wystawiała do nas rączki powtarzając ciągle te słowo które wywołało w nas tyle radości.
                                                     ***
Położyłem się i zamknąłem oczy, oddychając ciężko. Wiedziałem że wszyscy cierpią tak samo jak ja,  ale pragnęli bym był taki jak dawniej, ale ja nie potrafiłem. Jedyne co czułem to cierpienie i nie miałem żadnych powodów do żartów. 
Podążałem parkiem, szukając jej. Zawsze tam się spotykaliśmy, od czasu jej wypadu tylko tak mogliśmy się widywać.
- Witaj – powiedziała wstając z ławki, jej skóra była biała niczym płatki śniegu.
- Witaj – powiedziałem i złapałem jej kruchą dłoń. – tęskniłem.
- Już niedługo- powiedziała i zaczęła znika-  już niedługo.
Znikła, zacząłem ją wołać.
Obudziłem się, z mojego czoła spływał pot, a serce biło nierównomiernie. Oddychałem szybko. Nie raz po śmierci Emily śniłem o niej, ale ona nigdy nie znikała, nie rozumiałem jej słów. Co miało oznaczać te „ Już niedługo”. Położyłem się próbując unormować oddech, a rękę położyłem na czoło. W śnie bałem się, tak samo jak wtedy kiedy dowiedziałem się że Emily miała wypadek, czułem że nie wyjdzie z niego cała.


                                                       Hurt

Był ciepły czerwcowy wieczór. Czekałem na Emily która pojechała załatwić swoje sprawy. Usłyszałem dzwonek telefonu, wyjąłem go z kieszeni i odebrałem.
- tak słucham – powiedziałem do telefonu.
- Włącz program 6 – usłyszałem zadyszany głos brata, zrobiłem to co mi kazał. Na programie 6 były wiadomości, a w nich pokazywali jakiś wypadek.
- Emily Jonson, narzeczona Joe Jonasa, wokalisty zespołu Jonas Brothers miała poważny wypadek . – usłyszałem, a moje oczy zrobiły się jak pięciozłotówki. Rzuciłem komórkę w kąt i pobiegłem do szpitala.
-Przykro mi nie możemy nic zrobić – powiedział lekarz, miałem ochotę go zabić złapałem go za koszulę i podniosłem do góry przytwierdzając do ściany.
- Jak to nie możecie, musicie ona musi żyć – krzyczałem, a z moich oczu wydobywały się łzy. Po chwili usłyszałem pikanie które oznajmiało że ona odeszła, na wieki. Puściłem doktora i poszedłem w kierunku pokoju z którego wydobywało się pikanie. Ujrzałem ją bladą, z zamkniętymi oczami, a na jej twarzy błąkał się niewielki uśmiech.

Prolog


                             Prolog

Śmierć, czym ona jest? Dla jednych zakończeniem pięknego życia, a dla innym zaczęciem czegoś niesamowitegoA dla bliskich zmarłej oznacza koniec spotkań, rozmów iw wszystkiego związanym z tą osobą.
Przejechałem dłońmi po czarnym garniturze i nie wytrzymałem, oparłem się o barierkę łóżka, a na policzkach pojawiły się słone łzy. Właśnie miałem pojechać na ceremonię, która na zawszę rozłączy mnie i Emily. Wyszedłem z pokoju, a w salonie spojrzałem na nasze wspólne zdjęcie, byliśmy szczęśliwi, marzyliśmy o wspólnej przyszłości, ale marzenia prysły tak samo jak nasz piękny świat.
Podszedłem do trumny i pocałowałem ją nie kryjąc żadnej łzy.  Położyłem na niej ręce przytykając twarz policzkiem.
- Żegnaj – szepnąłem i odsunąłem się by ludzie mogli zabrać trumnę.
- Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz – wypowiedział swoją formułkę ksiądz, po tych słowach trumna została opuszczona, rzuciłem jedynie różę która obiła się o dębową trumnę. Popatrzyłem na niebo i wiedziałem że tam gdzieś na górze ona tam jest i czeka na mnie, na to byśmy znów byli razem. Na zawsze.  

                                                          ***
Więc zaczęłam nowe opowiadanie, tamte będę pisała spokojnie, ale nie miałam weny na tamte, a na te tak. Zapraszam serdecznie do czytania.