Rozdział 1
Położyłem się na łóżku, a głowę schowałem za
poduszkami, chciałem zostać sam. Dziś była rocznica, co ja mówię, rocznicę się
świętuje, a tego co stało się rok temu nie da się świętować . Przekręciłem
głowę i spojrzałem na regał gdzie stały nasze zdjęcia. Byliśmy tacy szczęśliwi,
a jedna noc zniszczyła nas. Rozłączyła na zawsze.
- Joseph wyjdź z tego pokoju, natychmiast ! –
usłyszałem głos mojego brata, jedyne zrobiłem to zakryłem poduszką uszy i
udawałem że nie słyszę.
- Joe ona by nie chciała byś tak wyglądał, chciałaby
byś żył dalej. – usłyszałem kolejne słowa Kevina, wstałem z łóżka gdyż uznałem
że on ma rację. Przywlokłem się do drzwi i otworzyłem je.
- Idziesz z nami na cmentarz? – zapytał, a ja tylko
kiwnąłem twierdząco głową i spojrzałem na zdjęcie na której widnieliśmy ja i
Emily ja patrzyłem przed siebie, a ona na moją twarz z profilu cała
rozpromieniona. Zawsze była taka.
Przykro
mi nie możemy nic zrobić – powiedział lekarz, miałem ochotę go zabić złapałem
go za koszulę i podniosłem do góry przytwierdzając do ściany.
-
Jak to nie możecie, musicie ona musi żyć – krzyczałem, a z moich oczu
wydobywały się łzy. Po chwili usłyszałem pikanie które oznajmiało że ona
odeszła, na wieki. Puściłem doktora i poszedłem w kierunku pokoju z którego
wydobywało się pikanie. Ujrzałem ją bladą, z zamkniętymi oczami, a na jej
twarzy błąkał się niewielki uśmiech.
- Gdyby nie ten głupi wypadek ona by tu była, przy
nas, byśmy byli szczęśliwi -
powiedziałem tak jakby z wyrzutem, czy byłem zły na Boga że mi ją
zabrał? I to bardzo, kochałem ją, a on tak po
prostu mi ją zabrał.
***
- Jonson ! – usłyszałam swojego przewodnika.
- Słucham Mike – powiedziałam podchodząc do
wysokiego bruneta, a on spojrzał na mnie z uśmiechem, nie wiedziałam o co
chodzi.
- Dostałaś drugą szansę – powiedział, a na mojej
twarzy pojawił się wielki uśmiech, wiedziałam dobrze o co chodzi, drugą szansę
otrzymała moja przyjaciółka Cathariene, nie ma jej tu gdyż wróciła, tam na dół
do swoich bliskich.
***
- Joe my już idziemy – poinformował mnie Nick, na o
jedynie skinąłem głową co miało oznaczać że rozumiem.
- Ja wrócę później, autobusem – powiedziałem patrząc
ciągle na mogiłę i zdjęcie mojej ukochanej. A oni jedynie poszli w kierunku
wyjścia z cmentarza. Rom temu nie wyobrażałem sobie że te ponure miejsce stanie się moim drugim
domem.
- Tęsknię za tobą Emily – powiedziałem kładąc rękę
na mogile, a z moich oczu wydobyły się pojedyncze łzy. – za nami. – szepnąłem
- Joe – udyszałem szept który wymawiał moje imię,
obróciłem się parę razy, ale nikogo nie dostrzegłem, uznałem że to tylko
wiatr. Spojrzałem ostatni raz na mogiłę
i przejechałem kciukiem po zdjęciu na mogile, wstałem i odszedłem. Udałem się w
nasze miejsce, w parku. Usiadłem na naszej ławce i zacząłem wspominać.
-Och
przepraszam – powiedziałem kiedy zderzyłem się z pewną piękną szatynką.
-
Nic nie szkodzi – powiedziała i uśmiechnęła się – jestem Emily – wyciągnęła w moją
stronę rękę.
-
A ja Joe – powiedziałem i uścisnąłem jej kruchą dłoń.
Nasze pierwsze spotkanie, a ja już wiedziałem że
będziemy razem, jak to mówią miłość od pierwszego wejrzenia. Spotykaliśmy się
na przyjacielskie spotkania, po czym poprosiłem ją o chodzenie. Zgodziła się.
Byliśmy razem 4 lata, ona dostała się na studia aktorskie, a ja i moi bracia
założyliśmy zespół, ona także miała głos, ale bała się śpiewać i mówiła że nie
potrafi co było kompletną bzdurą. Po 3
latach naszej znajomości oświadczyłem jej się. A 2 lata później miał odbyć się
ślub do którego nie doszło.
- Joe – usłyszałem kolejny raz, teraz było to
bardziej wyraźne, a ja rozpoznałem JEJ głos rozejrzałem się dookoła i uznałem
że kąp letnie zwariowałem.
- Joe tęsknie – usłyszałem kolejny raz, wkurzyłem
się cholernie, mój mózg płatał mi figle czego nienawidziłem podniosłem się
gwałtownie i poczułem jak ktoś na mnie wpada, była to blondynka, podałem jej
dłoń, a ona ją złapała. Zauważyłem że starała się na mnie nie patrzeć, jakby
bała się że coś zauważę, ale to nie możliwe, ja jej nawet nie znam. Tak
przynajmniej uważałem. Kiedy tajemnicza blondynka wstała, puściła szybko moją dłoń i odeszła
nawet nie dziękując.
- Ej zaczekaj – krzyknąłem, a ona odwróciła się i
spojrzała na mnie. Na widok jej twarzy zamarłem. To była ONA, Emily. Kiedy się
otrząsnąłem zauważyłem że dziewczyna znikła. Czyżby to była halucynacja?
Potrząsnąłem głową i poszedłem w stronę mojego domu gdyż uznałem że koniecznie
potrzebuje odpoczynku.
***
- Trzeba mu pomóc – usłyszałem głos swojej żony.
- Wiem, on bardzo przeżywa śmierć Emily, to normalne
– powiedziałem Joe to mój brat i go rozumiałem, wiedziałem że potrzebuje naszej
pomocy, jego serce było całe w ranach, a w jego głębi schował się stary Joe.
Brak nam tego wesołego, dawnego Joe, jego żartów, uśmiechu na twarzy. Wszyscy
tęsknimy, Emily była naszą przyjaciółką i wiemy co czuje Joe, ale musi żyć
dalej, ona by tego chciała.
- Tata – usłyszałem głos mojej córeczki,
spojrzeliśmy na nią zdziwieni, to było jej pierwsze słowo. Podeszliśmy do
łóżeczka i oparliśmy się o bajrerkę. Spojrzeliśmy na nią, a ona na nas patrzyła
z uśmiechem i wystawiała do nas rączki powtarzając ciągle te słowo które
wywołało w nas tyle radości.
***
Położyłem się i zamknąłem oczy, oddychając ciężko.
Wiedziałem że wszyscy cierpią tak samo jak ja,
ale pragnęli bym był taki jak dawniej, ale ja nie potrafiłem. Jedyne co
czułem to cierpienie i nie miałem żadnych powodów do żartów.
Podążałem
parkiem, szukając jej. Zawsze tam się spotykaliśmy, od czasu jej wypadu tylko
tak mogliśmy się widywać.
-
Witaj – powiedziała wstając z ławki, jej skóra była biała niczym płatki śniegu.
-
Witaj – powiedziałem i złapałem jej kruchą dłoń. – tęskniłem.
-
Już niedługo- powiedziała i zaczęła znika-
już niedługo.
Znikła,
zacząłem ją wołać.
Obudziłem się, z mojego czoła spływał pot, a serce
biło nierównomiernie. Oddychałem szybko. Nie raz po śmierci Emily śniłem o
niej, ale ona nigdy nie znikała, nie rozumiałem jej słów. Co miało oznaczać te
„ Już niedługo”. Położyłem się próbując unormować oddech, a rękę położyłem na
czoło. W śnie bałem się, tak samo jak wtedy kiedy dowiedziałem się że Emily
miała wypadek, czułem że nie wyjdzie z niego cała.
Był
ciepły czerwcowy wieczór. Czekałem na Emily która pojechała załatwić swoje
sprawy. Usłyszałem dzwonek telefonu, wyjąłem go z kieszeni i odebrałem.
-
tak słucham – powiedziałem do telefonu.
-
Włącz program 6 – usłyszałem zadyszany głos brata, zrobiłem to co mi kazał. Na
programie 6 były wiadomości, a w nich pokazywali jakiś wypadek.
-
Emily Jonson, narzeczona Joe Jonasa, wokalisty zespołu Jonas Brothers miała
poważny wypadek . – usłyszałem, a moje oczy zrobiły się jak pięciozłotówki.
Rzuciłem komórkę w kąt i pobiegłem do szpitala.
-Przykro
mi nie możemy nic zrobić – powiedział lekarz, miałem ochotę go zabić złapałem
go za koszulę i podniosłem do góry przytwierdzając do ściany.
-
Jak to nie możecie, musicie ona musi żyć – krzyczałem, a z moich oczu
wydobywały się łzy. Po chwili usłyszałem pikanie które oznajmiało że ona
odeszła, na wieki. Puściłem doktora i poszedłem w kierunku pokoju z którego
wydobywało się pikanie. Ujrzałem ją bladą, z zamkniętymi oczami, a na jej
twarzy błąkał się niewielki uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz