Rozdział
5
Leżałem na łóżku z głową spuszczoną z niego, spowodowało to
napływ krwi do niej. Przetarłem twarz dłońmi. Nie wiedziałem co się dzieję.
Nikt tego nie wiedział. To była sytuacja która nie miała ludzkiego wyjaśnienia.
Czyżby możliwe było że widziałem ducha? Czy możliwe było to że tak po prostu
Emily zeszła do żywych i chodzi sobie po Los Angeles?
Zaśmiałem się pod nosem. Gdybym opowiedział tą sytuację
komuś ze znajomych, dalszych znajomych, wyśmiali by mnie i nazwał od
nawiedzonych. Wstałem gwałtownie z łóżka co wywołało małe zawrotu głowy. Podszedłem
do okna i oparłem się o nie.
Tępo patrzyłem na panoramę za oknem i myślałem. Nie
wiedziałem kąp letnie nic. Tylko że widziałem ją, moją Emily, ale nie tylko ja
Hilary i pani z cmentarza także. Odrzucało to hipotezę przywidzeń. Ale
przywiodło wiele pytań bez odpowiedzi.
Przeniosłem mój wzrok na nasze podwórko, oraz huśtawce
stojącej na nim. Do moich oczu mimowolnie wkradły się słone kropelki. Pamiętam
jak ona tam siedziała, ta która prawdopodobnie wróciła wśród nas. Zaśmiałem się
sam z siebie. Byłem taki zabawny, przecież to nie możliwe, nie realne, nie do
wytłumaczenia. Odeszłam od okna i jednym ruchem ręki zrzuciłem to co stało na
komodzie, musiałem się na czymś wyżyć. Tak po prostu, wyładować. Usiadłem na
łóżku i skryłem twarz w dłonie. Kolejny raz miałem ochotę umrzeć, nie ważne czy
ona tam jest.
-
Zawsze będziemy razem - powiedziałem
przytulając ją do siebie.
- Póki
nas śmierć nierozłączny – powiedziała, a ja spojrzałem na nią.
-
Emily, nas nawet śmierć nie da rady rozdzielić – powiedziałem, a ona
uśmiechnęła się. Nachyliłem się nad nią i wpiłem namiętnie w jej usta, a nasze
języki tańczyli wielki taniec uczuć, jakie nas łączyły.
A jednak, rozdzieliła nas. A może naprawdę, śmierć nie
zdołała nas rozłączyć, więc Emily wróciła? Zbiłem się w myślach, znów o tym
myślałem, a nie powinienem. Położyłem się na łóżku w takiej samej pozycji jak
wcześniej i przetarłem rękoma twarz. Wziąłem głęboki wdech i zamknąłem oczy.
Miałem nadzieję że choć na chwilę mój mózg odpocznie od myślenia o tej
sytuacji.
***
Krążyłam po pokoju naszej kryjówki. Przysiąść mogę że
doszłam już do Rzymu. A co spowodowało moją wędrówkę? Mike, to ten osioł, który
powiedział że zaśpiewam na gali i ujawnię wszystkim. Nie przewidział tylko
jednego. Ja nie umiem śpiewać!
- No nie przesadzaj, na pewno nie jesteś taka zła –
powiedział, a ja spojrzałam na niego. – No wiesz nigdy cię nie słuchałem.
- Mnie słyszeli tylko Hilary i Joe – poinformowałam go.
- I co mówili? – zapytał spoglądając na mnie.
- Że… że mam świetny głos – powiedziałam ze zrezygnowaniem.
- No widzisz – powiedział z uśmiechem, a ja zaczęłam szybko
wymyślać jakiś argument.
- Ale..ale – nie wiedziałam co powiedzieć, zawsze byłam w
tym słaba, od zawsze nie umiałam wymyśleć jakiegoś dobrego argumentu. Nawet
wtedy kiedy Joe zaprosił mnie na pierwszą randkę. Wtedy moje nieumiętne
wymyślanie argumentów przydało się. Bo gdybym wymyślała jakiś argument nie
byłabym szczęśliwa, nie zaznałabym miłości.
- Coś mi się zdaje Emily że ty po prostu masz zespół PBSS –
powiedział, a ja spojrzałam na niego jak na głupka. Skąd on wziął te PBSS?
- PBSS? – zapytałam.
- Paniczne banie się sceny – wytłumaczył.
- Mów jak człowiek – powiedziałam, a on spojrzał na mnie
wymownie.
- Mów zrozumiale – poprawiłam się, Mike nie był człowiekiem,
ja teraz też się nim nie mogłam nazwać. Byłam czymś pomiędzy duchem i
człowiekiem. A on? On nie był nikim z tych, był opiekunem. Czyli był kiedyś człowiekiem,
ale po nie wykonaniu zadania stał się opiekunem takich dusz jak ja. Pomagał
wypełnić misję.
- Zaśpiewaj mi coś – poprosił. A ja zaśmiałam się, ale
widząc jego poważny wzrok spoważniałam.
- O nie, chyba nie mówisz serio – powiedziałam patrząc na
niego z prośbą.
- Całkiem poważnie – powiedział, a ja prychnęłam.
- Chyba śnisz – powiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
- No proszę Emily – powiedział robiąc oczy szczeniaczka.
- Nie – powiedziałam stanowczo.
- Świnia – powiedział, a ja pokazałam mu język – ale na gali
i tak zaśpiewasz. – powiedział, a mi przestało być do śmiechu. Tak miałam te
całe PBSS, ale czy to moja wina? Od małego nie lubiłam być w centrum uwagi, ubierałam
się skromnie i dalej to robię, nie robiłam nic niestosownego.
***
Siedzieliśmy w salonie i myśleliśmy, Nick i reszta także nie
znała wytłumaczenia bo to by znał?
- Nie wiem jak wy ale ja pasuję, nie wymyśle nic –
powiedział mój młodszy braciszek.
- Nie możemy tak łatwo się poddać, musimy znaleźć ludzkie
wytłumaczenie tej sytuacji – powiedziałem.
- Ale Joe, tu nie ma żadnego ludzkiego wytłumaczenia –
powiedział.
- Ale je znajdziemy, nie spocznę dopóki nie dowiem się o co
w tym wszystkim chodzi – powiedziałem, a oni spojrzeli na mnie zdziwieni. Po prostu
musiałem wiedzieć co się dzieję tylko wtedy mógłbym odpocząć.
***
Jej napisałam. Rozdział dedykuję wszystkim czytelnikom. Zapraszam także na nowego bloga, gdzie jest już prolog i pierwszy rozdział http://behind--enemy--lines.blogspot.com/